Oddychaj.
Pamiętasz, jak się to robi – nauczyłeś się, kiedy przebudowali cię po raz pierwszy. Policz do trzech – wdech, trzymaj, policz do trzech – wydech, trzymaj, a potem od początku.
Przypomnij sobie tę rutynę Przypomnij sobie zaakceptowanie bólu w szyi i w piersiach i w ramionach. To znak, że żyjesz – na razie.
Tylko tak długo, dopóki rutyna się sprawdza. Zatem licz, oddychaj, albo umieraj –
#
Kiedy Shen wrócił do świadomości, leżał na plecach. Światła awaryjne zmieniały ściany wokół niego na jaskrawoczerwone i zupełnie czarne, na przemian, w kółko. Nic nie było słychać. Eksplozja rzuciła nim o gródź na tyle mocno, że ją wgniótł; hełm Shena, który zazwyczaj działał jako jego oczy i uszy, musiał się uszkodzić.
Oddychaj. Orientuj się.
Co się właśnie wydarzyło?
Elementy układanki zaczęły wskakiwać na miejsce. Znajdował się na pokładzie imperialnego krążownika typu Quasar Fire, Exigenta, tymczasowo przypisanego do rutynowej misji zwiadowczej przed resztą Eskadry Tytan. Shen wracał z kambuza po śniadaniu. Minął dwoje młodych pilotów TIE, którzy plotkowali na korytarzu i zamilkli, gdy Shen się zbliżył, a następnie szeptali zawzięcie, kiedy uznali, że jest już poza zasięgiem słuchu.
Ostatnią po tym rzeczą, którą zapamiętał Shen, był alarm rakietowy.
A teraz tych dwoje młodych pilotów leżało martwych na podłodze nieopodal, a krew lała im się z nosów i uszu. Nic dziwnego. Uderzenie było na tyle blisko, by zabić zwykłego człowieka samą siłą wstrząsu.
Ale Shen nie był zwykłym człowiekiem. Nie w całości; nie po tak częstych i tak dogłębnych rekonstrukcjach. Większość pilotów TIE nie przeżywała swojego pierwszego rozbicia. Shen przetrwał je wszystkie. Za określoną cenę.
Shen usiadł, czując, jak cybernetyczne wzmocnienia w jego złamanym kiedyś karku wracają do życia, i wystukał kod w komunikatorze hełmu. Nie czuł bólu – pozbył się go wreszcie po długim treningu – ale czuł dziwny ucisk w klatce piersiowej. To go rozpraszało.
– Starzeję się – powiedział do siebie, ale żart jakoś nie pomógł.
Sygnał zatrzeszczał i wrócił do jego hełmu, a zaraz za nim cała reszta świata. Wyjący alarm. Jęk stalowych dźwigarów. Powolny świst jego oddechu – trzy, wstrzymaj, trzy. wstrzymaj – podążający znajomym rytmem. A potem, kiedy przełączył się na lokalny kanał Eskadry Tytan, głośne i wymyślne przekleństwa.
– ...ty huttolizie, ty nerfokształtna kupo... złomu – no dalej!
– Vonreg – powiedział Shen.
Szuranie nogami, a potem: – Shen? Przeżyłeś – no, oczywiście, że tak. Co się stało?
– Uderzenie rakiety.
Vonreg słyszalnie zazgrzytała zębami. – Tutaj? Ten system miał być bezpieczny!
– Wiem.
– Musimy jak najszybciej dotrzeć na mostek. Jestem blisko, ale drzwi do centralnego dostępu się zacięły. – Słychać było huk ciężkiego bojowego buta uderzającego w drzwi.
Shen wstał i miał już odpowiadać, kiedy wstrząs przeszedł przez powłokę pokładu. Jego cybernetyczne implanty przekazały drgania w drobiazgowych szczegółach; dzięki doświadczeniu zyskał jasny obraz tego, co się wydarzy.
– Nie ma czasu – powiedział. – Już po statku.
– Co?
– Już po statku. Musimy spadać.
Vonreg nigdy nie kłóciła się z instynktem Shena. – No dobra, ale wygląda na to, że straciliśmy hangary na sterburcie. Nasze myśliwce TIE są usmażone.
– No to Reaper. Widziałem jednego w dalszym hangarze na bakburcie.
Coś zabrzęczało. – Dobra... wygląda na to, że bakburta jest ciągle cała. Gdybym tylko mogła przedostać się przez te grodzie...
– Idę – powiedział jej Shen.
#
Wnętrze Exigenta było horrorem iskrzących przewodów, elektrycznego dymu, jęków rannych i wykrzykiwanych rozkazów oficerów. Shen szedł tak, jak idzie się przez koszmar: tak szybko, jak się da, ale nigdy nie dość szybko. Zatrzymał się na chwilę tylko po to, żeby wcisnąć alarm ewakuacji pokładu. Migające czerwone światła zmieniły kolor na żółty i przyspieszyły. Światła ewakuacyjne pojawiły się na podłogach, wskazując drogę do kapsuł ratunkowych.
Shen je zignorował. Wiedział, dokąd idzie.
Grodzie prowadzące do centralnego dostępu stanowiły problem. Dźwigar spadł prosto na nie i wgniótł drzwi. Po drugiej stronie Shen usłyszał, jak ktoś warczy z frustracji jak uwięziony nexu. – Vonreg?
– Tutaj!
Shen oparł się o dźwigar ramieniem, sprawdził ciężar, a potem odepchnął go z łatwością. Jednak dziwny ucisk w jego klatce piersiowej wyraźnie się od tego pogorszył.
– Ręczne odblokowanie? – zawołał.
– Już pociągnęłam. Do niczego.
Shen przyjrzał się grodziom i przykucnął, znajdując palcami uchwyty na brzegach. – No to podnosimy. Na trzy.
– Dobra. Raz – dwa –
Na „trzy” wypowiedziane przez Vonreg Shen zaczął podnosić. Drzwi zapiszczały w prowadnicach, a ucisk w jego klatce piersiowej jeszcze się zwiększył. Shen zignorował go, mobilizując swoje dwa metry mięśni, cybernetyki i uporu do podniesienia drzwi. Smukła postać w mundurze pilota TIE prześlizgnęła się przez lukę; gdy tylko przeszła na drugą stronę, Shen pozwolił drzwiom opaść z hukiem.
– Dobra robota – powiedziała Havina Vonreg, wstając i otrzepując się energicznie. Była wielkości połowy Shena, kompaktowa jak detonator termiczny, z ciemnymi włosami i blizną idącą przez na wpół wygoloną głowę. – Powinniśmy... – co do cholery?
– wskazała. Shen spojrzał w dół. Osiem centymetrów poszarpanej durastali wystawało spod jego obojczyka. Odłamek najwyraźniej przebił się przez jego pancerz podczas wybuchu. To wyjaśniało ucisk: cień bólu, którego nie czuł.
– Zapomnij o tym – powiedział. – Najpierw ewakuacja.
Vonreg spojrzała z niepokojem na odłamek, ale pokręciła tylko głową. – Prowadź!
Hangar na lewej burcie był nieuszkodzony, ale pogrążony w chaosie. Wstrząs po uderzeniu rakiety zrzucił myśliwce TIE z rampy załadunkowej, robiąc z nich dymiące skorupy na pokładzie. TIE Reaper – o płaskiej sylwetce i wystarczająco duży, by transportować oddział komandosów – stał po jednej ze stron hangaru; na pokładzie prawdopodobnie na czas obsługi. Był przysłonięty przez skrzydło TIE, który spadł, ale wyglądał na nieuszkodzony.
Kiedy biegli w jego stronę, Shen poczuł, jak pokładem porusza kolejny wstrząs. Gorszy niż wcześniej. Nie ma czasu na szukanie następnych ocalałych.
– Vonreg, spiesz się – powiedział jej.
Vonreg zatrzymała się tylko na tyle długo, żeby zgarnąć hełm z na wpół przewróconego stojaka. – Przy tobie. Jak źle będzie?
– Katastrofalnie. Shen dotarł do Reapera, odłączył przewody paliwowe i obniżył rampę. Vonreg wbiegła do środka; poszedł za nią, zapiął się w fotelu pilota i zaczął przeprowadzać procedurę przedstartową najszybciej, jak potrafił. Vonreg zajęła miejsce drugiego pilota i przypięła się. – W gotowości.
– Trzymaj się – ostrzegł Shen.
Przywykł do kompensowania asymetrycznego ładunku w bombowcach TIE. Ten Reaper został zbudowany z myślą o szybkim rozmieszczaniu wojsk; poderwał się w jednej chwili, zrzucając z siebie skrzydło TIE, które prawie go przygwoździło, a potem przemknął przez migoczące pole magnetyczne hangaru.
Statek pędził, żeby odlecieć na bezpieczną odległość, manewrując przez chmurę odłamków, które trzeszczały po zetknięciu z jego polem siłowym. Wkrótce Exigent był tylko szerokim, szarym grotem w oddali, nadpalonym ogniem rakietowym, ze sterburtą trzaskającą od elektryczności. Małe okruchy oddalały się od niego – kapsuły ratunkowe lub uciekające TIE.
Vonreg nachyliła się do przodu ze swojego fotela. Jej pięści w rękawicach zacisnęły się na oparciach. – Patrz na to.
Shen zaczął liczyć po cichu.
– A mówili nam, że Nuvar to bezpieczny system! Czym się zajmuje wywiad od czasu Endoru, graniem w zinbiddle? Kiedy kapitan Kerrill się o tym dowie, to...
Łuuuu-uuuuuum–
Oślepiające, niebiesko-białe światło rozrosło się przed nimi. Vonreg osłoniła oczy. Shen pozwolił skompensować blask swojemu hełmowi. Kiedy światło znikło, Exigent był w trzech powoli dryfujących częściach. Odłupywały się od nich fragmenty płonącego kadłuba.
– Przeciążenie reaktora – powiedział Shen.
– Na tym lotniskowcu było dwieście osób – powiedziała Vonreg. Jej blada twarz rozpaliła się gniewem.
Zaczęła pracę przy swojej tablicy rozdzielczej. Shen przyglądał się, jak Exigent płonie, łagodnie sterując Reaperem. Od Endoru widział już śmierć zbyt wielu statków.
– Tam – powiedziała Vonreg. Przywołała mapę systemu Nuvar. Wyrysowana trajektoria prowadziła do księżyca drugiej planety. – Wygląda na to, że rakiety przyleciały ze stacji obronnej na orbicie, tutaj. Imperialnej stacji.
Shen się nachylił. – Naszej?
– Tak mówią zapisy. Wygląda na to, że zdobyliśmy ją od sił rebelii – czy też „Nowej Republiki”, czy jak tam oni się teraz nazywają – dwa miesiące temu.
– Hmm.
– No nie? Jaki to ma sens? Dlaczego nasza własna stacja miałaby zestrzelić Exigenta?
Vonreg popatrzyła w stronę gwiazd. – Musimy to załatwić. Dolecieć do stacji, dostać się na pokład, dowiedzieć się, co się wydarzyło. Może to był sabotaż rebeliantów albo pasażer na gapę albo...
– Są ocaleńcy – Shen skinął w stronę wraku i migoczących kapsuł ratunkowych oddalających się od niego.
–A jak długo ocaleją, jeśli ta stacja znowu zacznie wystrzeliwać rakiety? – zapytała Vonreg. – Nie wspominając o reszcie Eskadry Tytan. Jeśli teraz tu wskoczą, dopadnie ich następna salwa – stracimy więcej ludzi niż na Var-Shaa. Zacisnęła pięść. – Nie. Ci rozbitkowie mogą poczekać, aż się z tym uporamy.
– Nie jesteśmy komandosami.
Vonreg zaatakowała go. – Moi bracia zginęli w ataku takim jak ten – warknęła. – Jedna seria rebelianckich rakiet i połowy mojej rodziny nie było, ot tak! – pstryknęła palcami. – Do diabła z procedurami misji. Rozerwę tę stację gołymi rękami, zanim stracę tak jeszcze jednego pilota! Vonreg wysunęła żuchwę do przodu. – Jesteś moim towarzyszem czy nie?
Shen spojrzał na nią uważnie. Był przyzwyczajony do nieposkromionego szału bitewnego Vonreg. Ale to było coś innego. – Dobra.
– „Dobra”?
– Dobra. Jestem z tobą.
Vonreg oparła się znowu w fotelu, ale jej podbródek wciąż był zadarty. – No, to dobrze. Miło mi to słyszeć.
Jej wzrok zszedł na jego klatkę piersiową, z której wystawał ten odłamek durastali. – Ale najpierw musimy zrobić coś z tym.
Shen wzruszył ramionami. – Tu będzie potrzeba stacji medycznej. Albo mechanika. Może poczekać.
Vonreg pokręciła głową, odpięła się z pasów, poszła do przedziału dla wojsk i wróciła z apteczką. – Weź chociaż jakieś antybiotyki, do jasnej cholery.
Zamienili się miejscami. Shen metodycznie wstrzyknął sobie trzy stymy, które znalazł w apteczce, i starł z siebie największe plamy krwi. Vonreg tymczasem umieściła Reapera na kursie. Zerkała ciągle na niego.
– Zachowujesz się, jakby to wcale nie bolało – powiedziała.
– Bo nie boli.
– No weź. Jak to może nie boleć?
– Trening. Shen wyrzucił puste strzykawki od stymów i sięgnął do instrumentów drugiego pilota. Czuł już, jak jego układy, organiczne i pozostałe, wracają do równowagi.
Vonreg parsknęła. – To nas łączy. Nie czuj – walcz. To pewnie dlatego się dogadujemy.
Shen sprawdził ich kurs i prędkość.
W końcu Vonreg powiedziała: – Mój młodszy brat, Hedrian. Te torpedy rebeliantów nie zabiły go od razu. Udało mu się wrócić do swojego hangaru – do tego, co z niego zostało – zanim... – Jej ręce poruszały się po instrumentach z wyćwiczoną sprawnością, ale jej oczy były skupione na czymś poza nimi, na jakimś dobrze zapamiętanym koszmarze. – To była zła śmierć. Zbyt wielu ludzi na Exigencie musiało zginąć tak samo.
Shen powiedział: – Ale ty nic nie czujesz.
Lecieli dłuższą chwilę w ciszy, zanim Vonreg odpowiedziała. – Jeśli jesteś wrażliwym typem – jeśli – jest ograniczona ilość tego, co możesz znieść, zanim się przeciążysz. A kiedy to się stanie, to jeśli chcesz funkcjonować dalej, znajdujesz coś – nawet jeśli to po prostu cel. Cokolwiek, co pozwala ci działać. Wszystko inne musi być tylko szumem. Żeby przetrwać.
Vonreg spojrzała na niego ponad ramieniem. – Jak komuś powiesz, co mówiłam...
– Dlaczego miałbym?
– No tak. Wyprostowała się. – Zajmijmy się tym.
Shen zgodził się.
* * *
Zbliżali się do stacji – małego, szarego cienia nad mgliście różowym rogiem księżyca – kiedy uruchomił się alarm. Szybko przeszedł w narastające wycie, które oboje natychmiast rozpoznali.
– Stacja namierza nas rakietą – powiedział Shen. Pchnął Reapera w manewr unikowy.
Vonreg zmarszczyła brwi, patrząc na uzbrojenie Reapera. Atak zapewne przerwał serwisowanie – nie ma żadnych zakłócaczy na tej krypie. Tylko działa laserowe.
– Dasz radę?
Vonreg przestudiowała sensory; Shen czekał, bo znał jej oko strzelca. Alarm zamrugał ponownie, tym razem z ostrzeżeniem. Rakieta namierza.
– Tak. Vonreg podniosła wzrok. – Dam radę. Jeśli ustawisz mnie na pozycji. Zbliżaj nas szybko, żeby zmylić jej celowanie, a potem będę potrzebować przechyłu na sterburtę.
– Powiedz tylko kiedy.
Shen ustawił ich na kursie wprost na stację i przyspieszył. Systemy jego hełmu zaczęły już wykrywać pędzącą w ich stronę rakietę, szkicując cienką białą linię na tle gwiazd. Oczy Vonreg były skupione sensorach, a kciuk unosił się nad spustem.
Rakieta była już dobrze widoczna – z odległości 50 klików. Niezależnie od tego, jaką niosła głowicę, była na pewno zdolna przebić kadłub lotniskowca.
Trzydzieści klików.
Pojedynczy TIE zostałby zmieniony w błyszczący pył jednym uderzeniem. Nawet Shen by tego nie przetrwał.
Piętnaście.
– Teraz!
Shen przechylił TIE Reapera ostro na sterburtę. Co do zasady, transportowce piechoty nie są projektowane tak, żeby przechylać się tak ostro jak bombowce; poczuł, jak konstrukcja statku zaskrzypiała, ale nie przyjmował odmowy. Wyczuł granice Reapera i docisnął go na sam skraj. Sekundę później działa laserowe wystrzeliły wąską zieloną salwę, która rozerwała rakietę na strzępy.
– Próbują drugiego namierzenia – zaraportowała Vonreg.
Shen ocenił ich trajektorię. Hangar stacji był bladym, niebieskawym prostokątem przed nimi.
– Shen?
– Możemy dotrzeć do hangaru, zanim się namierzy. Silniki na maksimum.
Vonreg przekierowała całą energię do napędu. Shen rozwinął Reapera do maksymalnej prędkości, a potem uruchomił silniki doładowania tak mocno, że wgniotło ich w fotele. Kadłub statku wokół nich zatrzeszczał; stacja i niebieskie pole magnetyczne hangaru rosły niebezpiecznie szybko.
Ostrzeżenie o namierzeniu przez rakietę przeszło w wysokie wycie.
Shen odciął zasilanie na sekundy przed tym, jak przebili się przez pole siłowe. TIE Reaper wślizgnął się do hangaru, przejechał po pokryciu pokładu z wysokim piskiem, rozrzucił stos skrzyń, zarzucił na boki i zatrzymał się na samym końcu pomieszczenia.
Vonreg wypuściła długo wstrzymywany oddech. – Naprawdę nam się udało. Uderzyła z góry w wyciągniętą dłoń Shena. – Niezłe lądowanie.
– Dzięki. Co teraz?
Vonreg uśmiechnęła się paskudnie. – Teraz znajdujemy tych, którzy do nas strzelali, i odpłacamy się im. – Podeszła na szafkę z bronią Reapera i wyciągnęła dla obojga po blasterze. – To malutka stacja. Jest tu pewnie nie więcej niż z sześć osób załogi.
Shen przyjrzał się blasterowi, a potem zatknął go sobie za pas. – Więcej niż nas. Bądź w gotowości.
Poszli w dół rampy załadunkowej. Hangar był zawalony porozrzucanymi skrzyniami. Reaper wyrył w pokładzie długi rów. Nie licząc stukotu jego stygnących silników, wokół panowała cisza.
Kiedy zbliżali się do windy dostępowej do hangaru, Shen pstryknął palcami i wskazał Vonreg zaświecony panel dostępowy. Spojrzała na niego i zrobiła szybki gest: jedzie na dół.
Zajęli pozycje po obu stronach. Chwilę później winda zatrzymała się z jękiem. Drzwi się otwarły.
Wyszły z niej dwie postacie ubrane w szaro-białe mundury. Udali się w stronę dymiącego TIE Reapera, wymieniając spojrzenia między sobą. – Przynajmniej sensory też nie są popsute. Ale co t...
– Blaster Vonreg trafił postać po lewej w tył nogi. Krzyknął i upadł, trzymając się za kolano od dołu. Kiedy drugi się odwrócił, sięgając po pistolet przy biodrze, napotkał pięść Shena pędzącą w jego kierunku jak taran. Cios posłał drugą postać o metr w tył, zanim zatoczyła się i upadła oszołomiona na podłogę.
Vonreg przyskoczyła do celu. – Kiedy próbujesz zabijać imperialnych – powiedziała mu – upewnij się, że dokończyłeś dzieła.
– Czekaj! Argh – czekaj, proszę, my...
Shen poszedł do drugiej osoby i podniósł ją bez trudu za kołnierz. Spodziewał się zaprawionego w boju komandosa Nowej Republiki. Oszołomiona młoda twarz przed nim – o oliwkowej skórze, ze źle przystrzyżoną czupryną ciemnych włosów – wyglądała, jakby ledwie od niedawna zaczęła się golić.
Za nim Vonreg zaklęła gwałtownie. – Shen...
– Hmm?
Pokazała mu insygnia na ramieniu wykrzywiającego się z bólu młodzieńca u jej stóp. Imperialne insygnia.
– To kadeci. Vonreg wypowiedziała to słowo, jakby właśnie zdrapała je sobie z podeszwy buta. – Nasi kadeci
Shen przechylił głowę.
– Chorąży – wyrzęził ten w uścisku Shena. – Chorąży Nicobar – a to chorąży Werrens...
– Nie obchodzi mnie to – warknęła Vonreg na Nicobara. – Kto tutaj dowodzi? Dlaczego zestrzeliliście sojuszniczy lotniskowiec?
– Nie wiemy! – wykrztusił Werrens, trzymając się za nogę.
– Nie zacząłeś dobrze – ostrzegła Vonreg.
– Wieża kontroli...
Shen opuścił Nicobara i wrzucił go do windy. – Pokażcie nam. Teraz.
#
Przejechali windą do wieży kontroli, gdzie stanowiska obsadzała trójka innych imperialnych kadetów. Gdy drzwi się otwarły, zaszokowani kadeci wbili wzrok w kulejącego Werrensa, a potem szybko zeszli z drogi Vonreg, która szła w stronę centralnej konsoli i dostała się do głównego komputera.
– Kim oni s... – zaczęła pytać jedna z kadetek, aż jej oczy otwarły się szeroko na widok zakrwawionej durastali sterczącej z klatki piersiowej Shena.
Shen przyglądał się uważnie jej i innym kadetom, podczas gdy Vonreg pracowała. Ich mundury w nieładzie, a twarze naznaczone strachem. Nigdzie nie było śladu starszego oficera. Ci kadeci byli trochę młodsi od tej dwójki pilotów TIE, których widział na Exigencie tuż przed tym, jak uderzyły rakiety: pełni życia i plotkujący w jednej chwili, martwi w następnej.
Vonreg uderzyła pięścią w centralną konsolę, przez co kadeci równocześnie podskoczyli, a potem oparła się o nią, jakby dźwigała wielki ciężar. – Niewiarygodne. - Odwróciła się do Shena. – Ci idioci zostali przypisani do stacji zdobytej na rebeliantach, ale nigdy nie wyczyścili profili systemu celowniczego rakiet. Jest ciągle skalibrowany na strzelanie do wszystkiego imperialnego, co pojawi się w zasięgu.
W pomieszczeniu rozbrzmiały głosy protestu.
– ...nie mieliśmy pojęcia, że system jest skalibrowany w taki sposób!".
– Nasz dowódca poleciał sprowadzić posiłki.
– Tak! Mówili, że to będzie tymczasowe...
"Staraliśmy się przesłać komunikat! Nikt nie odpowiedział albo system albo system jest uszkodzony...
– To nie nasza wina! – Werrens przykuśtykał do przodu. – Wysłali nas tutaj prosto z Akademii! Powiedzieli, że po Endorze potrzebują każdego imperialnego oficera, jaki jest! Nie zdaliśmy końcowych sprawdzianów, ale mówili, żebyśmy nie kwestionowali, byliśmy gotowi oni nas potrzebowali...
Shen i Vonreg spojrzeli na siebie. To było podsumowanie niewypowiedzianego paradoksu lojalności wobec Imperium po Endorze: chociaż ich Imperium było, oczywiście, nieomylne, czasem było mniej nieomylne, niż by chcieli.
– Przykro nam – wyszeptał Nicobar.
– Przykro? – powtórzyła Vonreg. – Zniszczony lotniskowiec, setki lojalnych członków załogi utracone przez błąd, który powinien być wam wybity z głów w pierwszy dzień szkolenia, a wam jest przykro? Dlaczego od razu nie podetrzecie się tymi imperialnymi mundurami?
– Ale my...
– Zamknij się! – głos Vonreg wystrzelił przez pomieszczenie. – Wiecie, ile rodzin przez was odbierze dziś tęholorozmowę? Tak krótko po Endorze, i Var-Shaa, i... – Położyła dłoń na blasterze. – Do cholery, powinniśmy was ukarać dla przykładu. Oszczędzilibyśmy rebeliantom zachodu!
Kadeci stłoczyli się razem. Shen wkroczył między nią a nich. – Vonreg. Weź wdech. Policz do trzech.
Jej oczy spojrzały na niego groźnie, tak się przynajmniej zdawało. Wiedział, że z jej perspektywy jego twarz to zakurzony, często naprawiany hełm TIE. – Nie zamierzasz bronić tych niedojd?
– To nasze niedojdy – powiedział jej.
– Zobacz, co zrobili Exigentowi. I tobie!
– Oni nie zabili twojego brata – powiedział Shen.
Poczuł, jak wśród kadetów za nim powstało lekkie zamieszanie.
Vonreg powiedziała: – myślisz, że tak bardzo zwiariowałam, żeby tego nie wiedzieć?
– Wiesz to – powiedział Shen. – Czas to poczuć.
Zasyczała z rozdrażnieniem. – No i co dalej? Po prostu ujdzie im to na sucho?
– Nie - powiedział Shen. – Będą żyli z tym obciążeniem. Codziennie. Uderzył się w pierś. – Tak jak żyjemy z naszymi.
Twarde oblicze Vonreg zmiękło. – Nienawidzę, jak gadasz mądrze.
Jej ręka zeszła z blastera. Zdawało się, jakby całe pomieszczenie odetchnęło, kiedy pomaszerowała do windy. Shen poszedł za nią.
– Wyczyściłam profile celowania – zawołała Vonreg za siebie. – Postarajcie się ich nie zepsuć, zanim nie wyślemy tu kogoś z odrobiną zdrowego rozsądku, żeby przejął dowodzenie.
– Czekaj... – Nicobar wystąpił nieśmiało. – Kim jesteście? W jakiej eskadrze jesteście?
Shen i Vonreg zatrzymali się w drzwiach. Przez chwilę Shen spróbował wyobrazić sobie ich samych oczami tych kadetów: pokryta bliznami furia i pokrwawiony olbrzym bez twarzy.
– Jesteśmy Eskadrą Tytan – powiedziała im Vonreg. – Nie nadawalibyście się.
– Ale jeszcze się nauczycie – dodał Shen, kiedy zamykały się drzwi.
* * *
Dwie godziny później Niszczyciel Gwiezdny Overseer dotarł do systemu, prowadząc resztę Eskadry Tytan. Vonreg dołączyła do poszukiwań rozbitków z Exigenta. Kiedy Shen złożył raport, jego dowódca eskadry, Grey, rzucił na niego jedno spojrzenie i odesłał go ze służby.
Główny medyk Overseera wywrócił oczami, kiedy Shen wszedł do stacji medycznej. – Ty? Znowu?
– Ja. Znowu.
– Kładź się. Włączę droidy chirurgiczne. – Główny medyk przyjrzał się durastalowemu odłamkowi w piersi Shena. – Systemy w twojej klatce piersiowej i tak od dawna wymagały pełnej przeróbki. Ale nawet zdjęcie ci pancerza będzie bolało. Oddychaj w trakcie.
Shen skinął głową. – Stara rutyna...
– Nie taka rutyna, jeśli ciągle ponosimy straty. Główny medyk zaczął zakładać kombinezon i sięgnął po bactę w aerozolu. – Nawet jeśli wy możecie je znieść, nasze zasoby medyczne nie mogą – cokolwiek mówią o tym transmisje propagandowe. Zatem, wiesz. Uważajcie na siebie.
Shen usiadł na skraju łóżka, zastanawiając się nad tymi słowami. Więc nie tylko okręty. Ci nieopierzeni kadeci ze stacji – i inni kadeci w całej Galaktyce – byli wzywani, żeby bronić Imperium, które działało ostatkiem sił.
– Oszczędź zasoby na później – powiedział. – Po prostu mnie załataj. Bez przeróbek.
Główny medyk uśmiechnął się ponuro. – Na szczęście dla ciebie, nowe rozkazy mówią, że potrzebujemy każdego pilota. Mam obowiązek przywrócić cię do pełnej gotowości. A teraz się kładź.
Shen położył się.
Oddychaj, żeby przetrwać. Żebyś mógł czuć tyle, żeby żyć.
Imperium uczy się tego, czego ty się nauczyłeś. Gniew, poczucie winy i ból – wszystkie się w końcu wypalają. Gdy już ich nie ma, dowiadujesz się, co zrobił z tobą ogień. Teraz dowiadujesz się, kim jesteś, kiedy wydarzyło się już najgorsze. Dowiadujesz się, czy zostało ci wystarczająco dużo, żeby żyć dalej.
A jeśli nie – dowiadujesz się, co może cię zbudować na nowo.
Zbliżyły się droidy chirurgiczne. Shen zamknął oczy i wziął głęboki oddech.
KONIEC