Kiedy trzymasz stały kurs przy niemal maksymalnej prędkości, pędząc w stronę tysiąca iskrzących gwiazd, twój świat staje się prosty i pełen życia.
Wibracje silnika, przekazywane przed podeszwy twoich stóp i delikatną skórę banthy twoich rękawic na przepustnicy, są jak ton struny wioli dla wykształconego muzyka. Odrobinę za nisko lub za wysoko, a ryzykujesz zgaszenie silnika. W warunkach bojowych to katastrofa dla ciebie i twojej eskadry. Ale A-wing to myśliwiec dla śmiałków; świetnie sobie radzi ze skrajnościami. Nie zgaśnie. Wiesz to, z taką samą pewnością, z jaką wiesz, jak masz na imię:
– Daj już spokój, Keo. Latanie z zamkniętymi oczami na nikim nie robi wrażenia.
Keo Venzee otworzyłu oczy i spojrzału w prawo, uśmiechając się w stronę lecącego obok bombowca, Y-winga z zielonymi i niebieskimi oznaczeniami. Jego kadłub widocznie drżał, kiedy myśliwiec próbował trzymać tempo.
Zza osłony kokpitu Y-winga Frisk, towarzysz Keo z eskadry, pomachał swoją pokrytą łuskami, trójpalczastą ręką. Jego głęboki głos znowu zatrzeszczał przez komunikator. – Wszyscy wiemy, że umiesz sterować tym latawcem nawet przez sen, mądralo. Nie musisz nam udowadniać.
Keo wzruszyłu ramionami. – Cóż, skoro latasz Y-wingiem, to chyba wiesz, jak to jest czuć się sennie...
– Ha!
Skręcili łagodnie, kładąc skrzydła na gwiazdach. Przed sobą Keo dostrzegłu ledwo widoczną złotą poświatę, ślad mgławicy Ringali, która rozpościera się na sektorze Bormea. Daleko za nimi była niewielka flota korwet Nowej Republiki, fregata Nebulon-B oraz potężny krążownik gwiezdny MC-75 Temperance, a także przydzielona do nich grupa myśliwców, która tworzyła Eskadrę Szpica. Ich eskadrę.
Keo wyćwiczonym ruchem przykmnęłu przepustnicę A-winga. Pochodziłu z Mirial, miału żółto-zieloną skórę, najwyżej dwadzieścia kilka lat i nie wyglądału na doświadczonego pilota. Szereg wyścigowych rywali, a później imperialnych pilotów, pomylił się w tej kwestii i słono za to zapłacił. – Dobrze wreszcie rozprostować skrzydła. Nawet na rutynowym patrolu.
Frisk wyszczerzył się do Keo przez okno Y-winga – niezły widok w przypadku Trandoshanina. Jego kremowa gęba wystawała z pokiereszowanego hełmu i pokazywała szczękę pełną ostrych zębów. – Sama prawda. Utknąć przy flocie na trzy tygodnie? To przez te całe procedury Nowej Republiki, mówię ci. Kiedy byliśmy rebelią, nikt nie miał czasu siedzieć na ogonach.
Keo oparłu się z powrotem na fotelu. – Chyba że był ku temu dobry powód.
– Cóż, nie jestem z tych, co plotkują – Keo parsknęłu, przykrywając jedną ręką komunikator – ale przy wczorajszej grze w sabacca pojawiła się wieść, że mamy przed sobą nową, tajną operację. Coś dużego.
– Czy aby nie zakazano ci grania w sabacca w mesie oficerskiej?
– Nie mówiłum nic o mesie oficerskiej. Trenować trzeba dalej.
- Ach, a skoro już przy tym jesteśmy – powiedziału Keo – mam zaległości w treningu. Nie mogę ćwiczyć takich ruchów przy flocie.
Słuchasz tonu silnika, wiesz, jak bardzo możesz przycisnąć, i jazda–
A-wing oderwał się, przechylił na bakburtę, a następnie zrobił pętlę i wrócił nisko nad Y-wingiem, na wyciągnięcie ręki od kabiny Friska. Wtedy odwinął się w górę i przyspieszył tak szybko, że podmuch jego silnika ledwie musnął dziób X-winga.
Keo zaśmiału się, ustawiając A-winga z powrotem w formacji. – Ten ruch dał mi Grand Prix na Socorro Sunset.
– parsknął Frisk. – No tak – każdy może poderwać A-winga do tańca. Z bombowcem nie jest tak łatwo. - Keo usłyszał strzelanie stawów w dłoniach. – Jeśli chcesz zobaczyć zdolności, popatrz na to...
– Ardo Barodsi do patrolu - wypełnił oba ich hełmy głos, szorstki, ale nie groźny. – Jak już skończycie pajacować, to wróćcie na Temperance. Mam dla was nowe zadanie.
Keo i Frisk spojrzeli na siebie ze swoich kokpitów.
– Z Szefem się nie dyskutuje – powiedziału Keo.
Frisk zmarszczył brwi, kiedy zaczęli zwrot w stronę floty. – To też byłby świetny manewr.
– Oczywiście, że by był. – Keo włączyłu silniki doładowania. – Jak na Y-winga.
#
– To prosta robota – powiedział im Ardo w pokoju odpraw Temperance. – Ale będzie tylko wasza dwójka. I będziecie musieli być dyskretni.
– Znasz mnie, oficerze – powiedział dumnie Frisk. – Wzór dyskrecji – jeśli rzecz dotyczy naszej nowej tajnej operacji, nikt się o niczym nie dowie.
Keo szturchnęłu go. – Tak, świetnie zaczynasz...
Ardo Barodai, szef wywiadu Eskadry Szpica, przyjrzał się im z zastanowieniem. Był dobrze zbudowanym Kalamarianinem z zezem i pomarszczonym mundurem. Wszystko, co nosił Ardo, stawało się pomięte w momencie, gdy to zakładał. Nowi rekruci Szpicy śmiali się z tego za jego plecami. Dla weteranów takich jak Frisk czy Keo, Ardo był „panem Oficerem”, bo widywali, jak ten dobrotliwy, roztargniony Kalamarianin rzuca okiem na ekran taktyczny, wydaje kilka rozkazów i rozbija formację imperialnej floty jak jajo geejawa.
– Nie wiem, jakie plotki z floty do was dochodzą – powiedział Ardo – ale Szpicę przejmie niedługo nowy dowódca Eskadry i mam tysiąc spraw do załatwienia. A to oznacza delegowanie zadań.
– Dlaczego my? – zapytału Keo. – Nie jesteśmy z sił specjalnych ani wywiadu.
– Bo ktoś z doświadczeniem w wyścigach i były... Cóż, ty i Frisk świetnie do tego pasujecie. Ardo aktywował holostół i przywołał mapę gwiezdną, a następnie zrobił zbliżenie na trzy rozpadające się stacje kosmiczne na orbicie ogromnego gazowego olbrzyma.
– To Triada Navlaas – powiedział Ardo, zatykając swoje płetwiaste kciuki za pas. – Swego czasu na tych trzech stacjach odbywała się zgrabnie zorganizowana produkcja gazu kluzonu: wydobycie, przetwórstwo, rafinacja – wskazywał po kolei na każdą stację. – Barki-droidy kursowały między nimi i sprawiały, że cała placówka pracowała dzień i noc. To było przed wojną, oczywiście. Imperium za mocno wycisnęło tę firmę wydobywczą. Ta placówka służy teraz jako ustronna stacja paliwowa dla przemytników, nielegalnych syndykatów wyścigowych... Wszystkich, którzy chcą działać niezauważeni na Wewnętrznych Rubieżach.
– Hej, dlaczego popatrzyłeś na mnie, kiedy powiedziałeś „przemytników”? – zaprotestował Frisk.
– Bo nigdy nie przestajesz gadać o swoich działaniach w galaktycznym półświatku – powiedział łagodnie Ardo.
– Tak, ale nie o przemycie. Sprzedaż przedmiotów kolekcjonerskich to uczciwy biznes.
– Dostałeś cenę za swoją głowę – zauważyłu Keo.
Frisk parsknął. – Sprzedaż ich jest legalna. To nie moja wina, że imperialny gubernator nie sprawdził, czy są autentyczne.
– Ekhem. – Ardo przybliżył widok na hologramie, skupiając go na jednej ze stacji. – Agentka Nowej Republiki działała w pobliskim systemie, ale Imperium za bardzo się zbliżyło. Z jej ostatniego raportu wynika, że zanosiła dane wywiadowcze do mojego kontaktu na Trójstacji: Daralto, tutaj. Chcę, żebyście się tam dostali i odzyskali te dane. Dyskretnie.
Keo zmarszczyłu brwi. – Wspomniał pan o Imperium...
– Pojawiły się raporty o imperialnych patrolach w pobliżu. Coś się kroi, ale nie walczcie z nimi. Przemknijcie się im pod nosem i zabierajcie się z powrotem.
– Im mniej TIE, tym dla nas lepiej.
Brwi Ardo zmarszczyły się. – Nie tym razem. Jeśli wywiad Imperium zauważy tam działalność Nowej Republiki, narazi to na szwank tę konkretną operację. – Spojrzał na ich dwójkę. – Mówię poważnie. Macie sobie z tym poradzić zgodnie z procedurami.
Frisk westchnął. – Jak sobie pan życzy. Prawda, mądralo?
Keo nie słuchału. Przyglądału się jaskrawoniebieskiemu hologramowi na stole odpraw, wciąż ze zmarszczonymi brwiami.
Czasem doświadczenie i intuicja pracują poza zasięgiem wzroku, dopóki wniosek po prostu się nie pojawi, nieproszony, ale niemożliwy do zaprzeczenia. I wtedy po prostu wiesz...
– Coś ci chodzi po głowie, Keo? – zapytał delikatnie Ardo.
Keo otrząsnęłu się. – Nie, oficerze. Damy sobie z tym radę.
Czasem po prostu wiesz, że będą kłopoty.
* * *
Navlaas był granatowym gazowym olbrzymem przetykanym chmurami kluzonu w kolorze elektrycznej zieleni. Jego osiem księżyców usiane było kraterami po uderzeniach asteroid.
A także innych uderzeniach. Podczas gdy dwa myśliwce gnały do celu, Keo dostrzegłu ledwo widoczną, srebrzystą smugę złomu dryfującą nad jednym z księżyców. – Myślę, że to była boja nawigacyjna – zgadłu Keo. – Prawdopodobnie została z czasów działania kopalni. Ciekawe, te rzeczy zwykle są bardzo wytrzymałe...
– Uwaga – powiedział Frisk przez komunikator. – Mam coś na skanerach.
Keo sprawdziłu swoje przyrządy. – Widzę ich. Wyłączmy się.
Oboje wyłączyli zasilanie i pozwolili dryfować myśliwcom skrytym wśród sproszkowanego złomu po boi. Keo podkuliłu się w swoim fotelu.
Zaczęły nad nimi przechodzić cienie: charakterystyczna sylwetka TIE, na widok której każdy pilot Nowej Republiki przenosi palec na spust. Keo naliczyłu cztery imperialne TIE – TIE Interceptora i trzy standardowe myśliwce – w formacji diamentowej.
– Patrz na te impy – wyszeptał Frisk na bezpiecznym kanale. – Latają ciągle tu i tam, jakby Endor nigdy się nie wydarzył. Nikt by za nimi nie tęsknił, gdyby...
Zielony laser błysnął z TIE Interceptora. Dłonie Keo odruchowo znalazły spust. – Widzą nas!
– Niee. Używają wraków jako celów do treningu. Po prostu musimy czekać spokojnie. – W głosie Friska słychać było uśmiech. – Pamiętaj, co mówią: jeśli imp do ciebie celuje, to znaczy, że jesteś jedyną rzeczą, której nie...
Zielone światło wystrzeliło znowu, prawie ocierając się o Y-winga Friska. Frisk przełknął ślinę. – Ale, hmm, widocznie mieli trochę czasu, żeby poćwiczyć.
Po chwili długiej jak wieczność ogień laserowy ustał. Cienie odeszły. Keo przypatrywału się przez instrumenty, czując, że jenu brzuch powoli się rozluźnia. – Dobra. Czysto!
Uruchomili znowu silniki. – Pewnie ci imperialni wykorzystują Triadę Navlaas do tankowania – zamyśliłu się Keo. – Może to właśnie nad tym pracują Ardo i Wywiad Nowej Republiki.
– Może. – Y-wing Friska podleciał bliżej. Był świeżo przemalowany, tak jak A-wing Keo, żeby zatrzeć wszystkie ślady zielono-niebieskich oznaczeń Eskadry Szpica lub czegokolwiek innego, co mogłoby łączyć ich z Nową Republiką. – Uwierzyłubyś, że kiedyś był bardziej bezczelny?
– Ardo?
– Tak. Przed Endorem nigdy by nie pozwolił Imperium tak sobie paradować. Wydostalibyśmy dane od wywiadu oraz spuścilibyśmy łomot kilku TIE tylko po to, żeby dać im nauczkę – parsknął Frisk. – Teraz prawie im machamy, jak przelatują obok. Albo czekamy, aż ta Nowa Republika przewali wystarczająco dużo papierów, żeby dać nam jakieś rozkazy.
– Czasy są inne, Frisk. – Keo wzruszyłu ramionami. – Walczymy o bezpieczniejszą Galaktykę – i czasem tak właśnie trzeba. Na Mirial mawialiśmy: „łatwo jest przeżywać stare życie w kółko, ale nowe życie, które zaczynasz dziś, jest lepsze”.
– Haha – Frisk zaśmiał się ponuro. – To bardziej mi się podoba niż to, co się mówi do klanowej gaduły na Trandoshy.
– Czyli co?
– Powiem ci, jak urośniesz.
Ich myśliwce przemknęły wokół księżyca – z piaskiem bladym jak zimne pustynie Mirial, przez co Keo myślału teraz o domu – i wynurzyły się na Trójstację Daralto w bliskiej odległości. Cztery wieże stały wokół przysadzistej części centralnej. Odrapana kolejka starych barek-droidów przesuwała się powoli przez stację załadunkową na dole stacji, wioząc nic donikąd.
– Nikt nie doszedł do tego, jak wyłączyć te barki? – zastanowiłu się Keo.
– Może używają ich do czegoś podejrzanego — powiedział Frisk. – Skoro już przy tym jesteśmy: jak już dotrzemy na miejsce, gadanie zostaw mnie.
– Przecież dam sobie radę.
– Na niebie na pewno. – Ale tutaj ludzie mogą być milsi dla dużego gościa z łuskami, wiesz?
– To po prostu bądź ostrożny – powiedziału Keo, kiedy zbliżali się do hangaru. – Jeśli Imperium jest w pobliżu, to mogą się pojawić komplikacje.
#
– Pokażcie wasze dokumenty.
Frisk zerknął na Keo i wyszeptał bezgłośnie: „komplikacje”.
Keo ledwie dostrzegalnie przytaknęłu. Zarządczynią doku była Chagrianka, która wyglądała, jakby wyginała belki na śniadanie i żuła je na lunch: słowem, była dokładnie taką urzędniczką stacji, jakiej należało się tu spodziewać. Ale zaraz za nią stał imperialny oficer, rzucający się w oczy ludzki mężczyzna mniej więcej w wieku Keo, z ciemnymi blond włosami i w sfatygowanym mundurze.
Uwagę Keo przykuły rękawice oficera. Nie były z gładkiej skóry; między kciukiem a palcem wskazującym były łaty. A rękawy oficera miały coś w rodzaju ręcznie wszytych pasów, które trzymały materiał ciasno przy nadgarstkach. To w ogóle nie wygląda jak standardowe imperialne wyposażenie. Raczej jak...
– Czy te dokumenty wystarczą? – Frisk podał czytnik danych z ich fałszywymi tożsamościami – oraz, jak zauważyłu Keo, hojnym chipem kredytowym dyskretnie przyczepionym od dołu.
Zarządczyni doku wzięła czytnik i przejrzała dokumenty. Kredyty magicznie zniknęły.
– To są myśliwce Sojuszu Rebelianckiego – powiedział chłodno imperialny oficer, wskazując na ich przemalowane statki. – Potrafię rozpoznać niestandardowe modyfikacje silników, kiedy je widzę.
– Już nie – powiedział wesoło Frisk. – Sojusz zatrudnił nas jako najemników, ale nigdy nie zapłacił. Uznaliśmy, że te myśliwce pokryją nasze koszty. Jeszcze nas nie złapali.
– Przyznajecie się do walki dla Rebelii?
– Zdezerterowaliśmy – powiedziału Keo z naciskiem. – Mieliśmy lepsze rzeczy do roboty niż wplątać się w zamieszanie na Endorze.
Imperalny skrzyżował ramiona, ale nie powiedział już nic więcej, kiedy chagriańska zarządczyni rzuciła czytnik z powrotem do Friska. – Wygląda dobrze. Dostajecie miejsce w hangarze na tankowanie, ale nie przesiadujcie długo. Relkin –
Porucznik Relkin – poprawił ją imperialny.
Zarządczyni doku przewróciła oczami. – Porucznik ma tu swój garnizon. Wszystkie przyloty i odloty są monitorowane. Więc żadnych wygłupów.
– Monitowowane? – Keo przestąpiłu nerwowo z nogi na nogę.
– Wiadomo – powiedział Frisk, ruszając naprzód.
– Czekaj. – Ręka porucznika Relkina w rękawiczce uniosła się i zagrodziła Friskowi drogę. Popatrzył na niego i na Keo i zmarszczył brwi. – Czy ja cię znam?
Frisk zachichotał nerwowo. – Ha. Taką twarz byś zapomniał?
Relkin przyjrzał im się przez dłuższą chwilę, a potem skrzywił się i ustąpił im drogi. – Dalej. Spadajcie stąd.
Kiedy opuścili wejściowy korytarz, Keo wypuściłu długo wstrzymywany oddech. – Było blisko.
– Tak. Frisk podrapał się zgrzytliwie po policzku. – Może Relkin pracował dla tego imperialnego gubernatora, Derantusa. Ale chyba nie żywiłby nadal urazy z powodu tamtych „przedmiotów kolekcjonerskich”, nie?
– Frisk...
– No bo jeśli Derantus wyszedł na durnia przed samym admirałem Thrawnem...
– To jest poważna sprawa! – wysyczału Keo. – Imperialny garnizon pozostający w strategicznie ważnym systemie? To coś więcej niż tylko tankowanie. Frisk oglądał się przez ramię. Keo szturchnęłu go. – Musimy nie zwracać na siebie uwagi. Gdzie spotykamy się z kontaktem Ardo?
– W kantynie. – Frisk zaczął sprawdzać swoje kieszenie, kiedy szli dalej. – Ale teraz twoja kolej. Ta zarządczyni nie była tania.
Kantyna stacji została zbudowana na bazie ogromnego, wycofanego z użytku filtra kluzonu, rozciągniętego od podłogi do sufitu, z ponurym zielonym światłem migoczącym w środku. Klienci siedzieli skuleni po kątach. Keo domyślału się, że większość z nich to przemytnicy: pili z całym entuzjazmem ludzi, którzy właśnie dowiedzieli się, że niedobitki imperialnych mogą przeprowadzić inspekcję ich statków.
Frisk obszedł centralny filtr i podszedł do baru. Barman – smukły, niebieskooki Zabrak – spojrzał w górę znad wyników piłki szokowej. – Tak?
– Polaris ale dla mnie, powiedziału Keo.
Zabrak nalał. – A dla ciebie?
Frisk pochylił się. – Mógłbym pójść na zachód słońca pod Ringali.
Zabrak podniósł brew, rozejrzał się i wzruszył ramionami. – Przepraszam. Od miesięcy nie widziałem chandrilańskiej brandy.
– Gdzie jej spróbowałeś po raz pierwszy? – Podobnie jak w przypadku barmana, odpowiedź Friska brzmiała trochę na wyuczoną.
– Sissubo. – Ale od czasu wojny nic...
Keo oddaliłu się, troche po to, by dać Friskowi przykrywkę, a trochę po to, żeby mieć oko na cały lokal. Nikt nie wydawał się nimi zainteresowany, ale po umyśle Keo błąkało się uczucie: kłopoty, kłopoty.
Upiłu łyk drinka, żeby uspokoić nerwy. Polaris ale było zimne i zaskakująco dobre. Ten smak zabrał Keo z powrotem do jenu pierwszego przystanku poza Mirial w brudnym zajeździe, gdzie zamówiłu polaris ale, bo osoba obok zamówiła to samo i Keo chciału się wpasować.
Na Mirial miału dobre życie. Ale za każdym razem, gdy Keo patrzyłu na gwiazdy, czuło niemożliwą tęsknotę. Jeśli można tęsknić za miejscem, w którym nigdy się nie było, Keo czułu to coraz silniej z każdym dniem – potrzebę zobaczenia, co tam jest. Ten zajazd, w pierwszym dniu Keo z dala od domu, wydawał się najbardziej kosmopolitycznym miejscem, jakie można sobie wyobrazić. Oglądając ludzi ze wszystkich zakątków galaktyki, siedząc przy drinku jak każdy inny doświadczony podróżnik – i łapiąc pierwszą, ekscytującą migawkę galaktycznych wyścigów na ekranie nad barem – Keo poczułu, jak wstępuje w większy świat.
– Hej – Frisk przywędrował z napojami, które cuchnęły jak wyciek paliwa. – Wszystko w porządku?
Keo połknęłu ostatni łyk polaris ale. – Myślę. Masz to, czego potrzebowaliśmy?
– Tak jakby. – Frisk skierował ich do cichszego zakątka. – Gdy ta agentka Nowej Republiki zauważyła, że jest tu też imperium, wolała nie ryzykować. Wyrzuciła swojego droida astromechanicznego na Laaneen – tutaj, to jeden z księżyców Navlaasa.
– Wyjął swój holoprojektor i pokazał Keo rozedrgany hologram lodowatego, odludnego krajobrazu. Lokalizacja astromecha została wyróżniona na czerwono, w połowie głębokości kanionu. – Jego chwytak magnetyczny jest aktywny, więc wszystko, co musimy robić, to przelecieć nad nim i hyc – przyczepi się nam prosto do kadłuba. Tyle że miejsce jest trudne. Jak ucho igielne.
Keo przestudiowało wektor podejścia, sprawdzając scenariusze w głowie. – Mój A-Wing sobie z tym poradzi.
– Miło mi to słyszeć. Ruszajmy!
Skierowali się w stronę drzwi kantyny. – Ale imperialni monitoruję odloty – powiedziału Keo. – Musimy znaleźć sposób, jak dostać się na ten księżyc niepostrzeżenie.
– Tak. – Frisk odłożył swój kufel na stół, przechodząc. – Nie chcielibyśmy żadnych wstrętnych...
Drzwi kantyny się otwarły, pokazując porucznika Relkina i dwóch imperialnych szturmowców w brudnych zbrojach.
–...niepodzianek – powiedział Frisk łamiącym się głosem.
– Tu jesteś – powiedział Relkin, wpatrując się lodowato. – Wiedziałem, że cię poznaję.
Keo i Frisk przełknęli ślinę; Frisk podniósł ręce. – Słuchaj, dobra, masz mnie. Uczciwa sprawa. Oddam temu gubernatorowi jego kredyty. Cokolwiek, tylko nie mieszaj do tego mojego przyjaciela...
– O czym bredzi ten idiota? – warknął Relkin. Rzucił się w stronę Keo – jenu ręce wyskoczyły w górę. – Ty. Powinienem poznać twoją twarz od razu, kiedy ją zobaczyłem.
Keo zamrugału.
– Grand Prix Socorro Sunset – powiedział Relkin. – Ta sztuczka, którą wywinęłuś w ostatniej chwili – ten mały, oszukańczy manewr, który wytrącił mój statek z kursu – kosztował mnie mistrzowski medal, na który zasługiwałem.
Keo zamrugału znowu.
– Ciemnozielony ścigacz? – zapytał Relkin rozdrażniony. – Żółty pas na stateczniku?
– Och! – Keo zaczęłu żywo gestykulować w miarę przypominania sobie. – Oczywiście, twoje rękawy! – Keo zwróciłu się do Friska. – Zawodowi wyścigowcy czasem zacieśniają sobie tak rękawy, żeby...
Relkin wyciągnął palec w stronę twarzy Keo; jenu ręce znowu wystrzeliły w górę. – Miałbym wreszcie szansę w Imperialnym Korpusie Myśliwców, a nie w odnawianiu starych myśliwców – zasyczał Relkin. – Mógłbym bronić swojego Imperium, kiedy mnie potrzebowało, zamiast gnić nad logistyką, kiedy płonęła Gwiazda Śmierci!
– Cóż, każdy wysiłek wojenny opiera się na logis...
– A teraz jesteś złodziejaszkiem i najemnikiem wraz ze swoim jaszczurzym kompanem – Relkin kontynuował, szczerząc się paskudnie. – Czy wiesz, co to znaczy?
– Że nie jesteśmy zagrożeniem i możemy iść w swoją stronę? – spróbował Frisk.
– Nie – powiedział Relkin, wyciągając blaster. – To znaczy, że nikt nie będzie za wami tęsknił.
Bez ostrzeżenia Frisk uderzył Relkina ramieniem, popychając go na ścianę naprzeciwko drzwi. Imperalny odruchowo zdążył jeszcze oddać strzał, który rykoszetował od ramy drzwi, kiedy jego blaster załomotał po podłodze. Szturmowcy pospiesznie sięgnęli po karabiny blasterowe, podczas gdy Keo ruszyło korytarzem. – Tędy!
Relkin z trudem podniósł się na nogi. – Dawać za tą dwójką. Awans dla każdego, kto da im nauczkę.
Frisk dogonił Keo i oboje prześlizgnęli się za róg. Strzały z blasterów przemknęły im nad głowami. – Musimy dotrzeć do hangaru – wydyszał Frisk. – Jeśli nas aresztują, dowiedzą się, z kim...
Przez szczęście albo umyślnie, następny strzał trafił w panel drzwi przed nimi. Panel eksplodował w iskrach. Keo uderzyłu w drzwi – nie ruszyły się. Rozejrzeli się rozpaczliwie i zobaczyli coś w ścianie. – Wylot wentylacji!
Frisk chwycił pokrywę wylotu i szarpnął ją z całej siły. Rdzewiejące zawiasy zaskrzypiały, kiedy ją podniósł: Keo zanurkowało do środka, ale zamiast szybu wentylacyjnego znalazłu się w środku zjazdu długim zsypem w ciemność. W samą porę udało wu się chwycić za ściany i znaleźć podparcie. – Co do...?
Z tyłu słychać było więcej ognia blasterów, potem szamotaninę, następnie „Łooo-!” – i na Keo spadło coś dużego i łuskowatego, sprawiając, że oboje potoczyli się dalej w ciemność, aż...
Łup!
– Uuf!
– Ała!
"Aj, wylądowałem na kości ogonowej... Gdzie jesteśmy, do cholery?
– Nie wiem, nic nie widzę...
Stuk-stuk.
– Ale ta podłoga jest jakaś dziwna. Jakby... Hej, tu coś jest. Jakby linia. Czujesz to? Idzie tu przez podłogę.
– Tak. Tak, czuję t...
„Podłoga” otwarła się i zrzuciła ich osiem stóp w dół na stertę metalowych cylindrów, które zaczęły toczyć się po podłodze.
Keo usiadłu, uśmiechając się. – No dobrze. To na pewno nie był szyb wentylacyjny. Prawdopodobnie zsyp załadunkowy do kanistrów z kluzonem.
Kadłub pod nimi zadrżał. Keo rozpoznału te wibracje: stare, wysłużone silniki wytężające się długo po tym, jak powinny przejść renowację.
– Świetnie. Frisk dotyczył się do Keo, chwytając się za głowę i odrzucając na bok jeden z cylindrów. – A wiesz, co to jest? To jedna z tych głupich barek-droidów kursująca między stacjami.
Keo rozejrzału się po ładowni. Porzucone kanistry na gaz toczyły się po pokładzie.
– To może być nasz bilet do odlotu – zastanowiłu się Keo. – Jeśli go przeprogramujemy, moglibyśmy wrócić z powrotem do hangaru...?
– A potem co? – Frisk wstał i gruchnął kośćmi w szyi. Relkin będzie śledził każdy statek jak głodny exogorth. Jak mamy dostać się na księżyc i zabrać astromecha, żeby się nie zorientował?
– Coś wymyślimy. Keo próbowału się uśmiechnąć. – Chodź. To lepsze, niż jak do nas strzelają.
– Ja już wolałbym, żeby strzelali. Frisk otrzepał się, a następnie doczłapał do panelu sterowania mózgu droida i zdjął pokrywę. – Przynajmniej wiem, czego się spodziewać.
Po chwili operowania kablami kontynuował: – Myślicie, że ten TIE Interceptor, którego widzieliśmy po drodze, mógł należeć do Relkina?
Keo pomyślału o tym. – Gdybym był imperialnym z doświadczeniem w wyścigach, to zapewne latałbym czymś takim.
Poleciały iskry; Frisk potrząsnął ręką – Gdybyśmy zlikwidowali te TIE, nikt nie zatęskniłby za Relkinem, dopóki nie bylibyśmy już z powrotem w domu z tym astromechem, popijając kaf po misji.
– Nie taki był plan...
– Tak, wiem. Frisk wyszarpał jakiś drut. Bardzo mocno. – Nowa Republika potrzebuje od nas, żebyśmy odegrali właściwą rolę. Tak, oficerze, nie, oficerze, wypoleruj malowanie, oficerze.
Keo przykucnęło przy nim. – Frisk, co się stało?
– Nic, nieważne. Tak tylko zrzędzę.
– Nie – powiedziału Keo. – Nie tylko.
Wielkie ramiona Friska opadły. – Jestem rebeliantem, Keo. Zawsze byłem. W domu nigdy nie mogłem się dostosować, więc wyruszyłem stamtąd i znalazłem coś dla siebie. Sojusz Rebeliantów pozwolił mi zamachnąć się na najwredniejszych łobuzów w galaktyce – i to na mój sposób.
Westchnął. – Ale teraz jesteśmy Nową Republiką. Musimy się stać poważni. Ale w tym już nie ma mnie. Frisk wyciągnął bezpiecznik z panelu sterowania i gapił się na niego. – Wiesz, gdzie jest dla mnie miejsce przy poważnych rządach? Na statku więziennym albo w pracy resocjalizacyjnej, jedno albo drugie.
– Naprawdę w to wierzysz? – zapytału Keo.
– A ty nie?
– Tworzymy Nową Republikę tu i teraz – powiedziału Keo. – Bo to wszystko, o co walczymy. O nadzieję, spokój albo... po prostu bycie, kim się jest. Imperium decyduje o tym, kim są właściwi ludzie, i buduje drzwi, przez które przejdą tylko tacy. Ale Nowa Republika szuka miejsca dla wszystkich. Jeśli chcemy, żeby tak było.
– Hrmmm.
– Frisk, czemu wybrano cię do tej misji? Bo idealnie do niej pasowałeś dzięki temu, co robiłeś kiedyś. Keo poklepału go po ramieniu. – Tam, gdzie jest mrok, każde światło, które niesiesz, jest istotne – i nieważne, skąd przyszła iskra.
Frisk westchnął, a potem się uśmiechnął. – Jak to jest, że jesteś dwa razy młodszu, a i tak mądrzejszu ode mnie, co?
Keo uśmiechnęłu się szeroko, a Frisk zabrał bezpiecznik i umieścił w nowej pozycji, kontynuując: – Ale o ile nie potrafisz przekonać gadką motywacyjną tego grata do włączenia pola maskującego, zgarnięcia tego astromecha i skoku w hiperprzestrzeń, wciąż będziemy musieli poradzić sobie z Relkinem.
Keo wstału, przespacerowału się chwilę w zamyśleniu, a potem pstryknęłu palcami. – Co zawsze mówisz o sabaccu? – „Nie graj w grę...”
– „Graj w przeciwnika”. Frisk zaczął się uśmiechać. – Wiesz... Relkin nie będzie podejrzliwy, że ruszamy na ten księżyc, jeśli jego też zaprosimy.
– Tak?
– Mówiłuś, że dasz radę przelecieć przez ucho igielne na tym księżycu i złapać astromecha. Czy dasz radę to zrobić przy najwyższej prędkości? "
Keo odwzajemniłu uśmiech. – Ja bym nie dału?
Barka znów zadrżała, zmieniając kurs w stronę stacji. Następny cylinder przetoczył się spod stopy Friska. Pilot wyciągnął swój komunikator – Dobra. Pierwsza część powinna wyjść od ciebie. A potem zobaczymy, co dostaliśmy za te kredyty dla zarządczyni...
#
–Mówię poważnie – rzuciła Zarządczyni Nerlisha. – Szturmowcy nie mogą po prostu strzelać sobie po korytarzu dostępowym, bo mają na to ochotę.
Porucznik Relkin oparł się z powrotem na krześle. Jego biurko – w składzie, który kazał przerobić na gabinet – było pedantycznie uporządkowane; jego hełm, wypolerowany na lustro, wisiało na kancie. – Gdybyś porządnie sprawdzała hołotę na tej stacji, to nie musielibyśmy się bronić.
Nerlisha spojrzała groźnie. – Twoje imperium nie jest tym, czym było kiedyś, Relkin. Nie wydajecie mi rozkazów. Jeśli przez ciebie stracę jeszcze więcej klientów...
Komunikator Relkina zapikał. Uśmiechnął się do niej chłodno. – Wojna się nie skończyła. Interesy Imperium nie mogą czekać. Mogę cię przeprosić?
Nerlisha wyszła gwałtownie z gabinetu.
– Bezwartościowa obca – wymamrotał Relkin. Chwycił swój komunikator. – Co takiego?
– Porucznik" Relkin?
– Kto tam?
– Mistrz Soccoro Sunset.
Relkin zacisnął zęby. – Cóż. To była dramatyczna ucieczka. Trochę mniej dramatyczna przez to, że bezterminowo zarekwirowałem wasze myśliwce.
– Szkoda. – Chciałum ci złożyć propozycję.
– Co ty niby mogłubyś mi zaoferować?"
– Rewanż.
Relkin usiadł.
– Wygramy, a dacie nam odejść. – Przegramy, zatrzymujecie mojego A-winga. A oboje wiemy, kto się lepiej ściga. A żeby było uczciwiej, będziesz się ścigał ze mną oraz z moim kolegą.
– Y-wingiem? – Relkin roześmiał się. – Zwariowaliście.
– Nie. Po prostu jestem lepszym pilotem niż ty. Potrzebuję wyrównać tę przewagę.
Uśmiech Relkina przygasł. Jego dłoń spoczęła na hełmie – odnowionym hełmie z magazynu, a nie takim zdobytym w nagrodę. Ta szansa została stracona na zawsze, przez tego cwaniaka z Mirial. Ale...
– Zgodzę się... pod warunkiem, że pozwolicie mi wyłączyć wasz hipernapęd. – Relkin wzruszył ramionami. – I zakładam, że ty i twój jaszczurzy przyjaciel nie zamierzacie uciec, jak tylko opuścicie hangar?
Słychać było moment wahania, a następnie: – I przegapić okazję, żeby znowu cię pokonać? Dobrze. Zrób wszystko, co uważasz, że pomoże ci wygrać.
– Miło mi to słyszeć.
– Lodowy księżyc Laanen. Przez kaniony. Jeśli twój Interceptor – i twoje nerwy – sobie z tym poradzą, to spotkajmy się w hangarze.
– Przyjdę – powiedział Relkin miękko i zakończył rozmowę. – Zaufaj mi.
– Zemsta może i jest słodka, ale połowa jej słodyczy tkwi w oczekiwaniu.
* * *
Twarda niebiesko-biała powierzchnia Laanena błyszczała niczym stal w świetle jego odległej gwiazdy. Fantastyczne formacje lodowe rozkwitały spiralnie wokół szczelin w powierzchni, przez które uciekały ciepłe gazy; iglice piętrzyły się jak zniekształcone zęby. Uderzenie w ten lód, przy prędkości wyścigowej, unicestwiłoby myśliwiec – z tarczami czy bez.
Keo oddychału powoli, sprawdzając hełm, rękawice i mocowania fotela, i uspokajało swoje myśli. Nie leć z głowy – leć z serca. Poczuj potencjalny sukces przed tobą. Dąż do tego i niczego więcej.
Trzy myśliwce udały się na umówione miejsce startu. Y-wing Friska zostawał w tyle. Ciemny TIE Interceptor rzucał cień ostry jak sztylety w rozrzedzonym powietrzu.
Komunikator Keo zatrzeszczał na prywatnym kanale. – Wiesz, że będzie czegoś próbował.
– Oczywiście, że będzie. Keo dostosowału opór przepustnicy. – Ale dam sobie z tym radę.
– Dobrze. Czuję się trochę nagi bez mojego hipernapędu.
– Na pewno dasz radę je znowu uruchomić?
– Pewnie, uruchamiałem hipernapędy na krótko tysiące razy – mam tylko nadzieję, że ten szlam mi na to pozwoli. Ale ty skup się na zebraniu ładunku. Ja ogarnę resztę.
Przed nimi ogromny, przekrzywiony łuk lodu, wznosił się ponad głębią ogromnego kanionu, w którym było widać tylko granatową ciemność. Trzy myśliwce zwolniły przy podejściu.
– To są warunki, tak jak ustalaliśmy. – Keo zmarszczyłu czoło, słysząc imperialny głos na znajomych kanałach. Porucznik Relkin kontynuował: – Trzy okrążenia wokół kanionu. Jeśli oboje jesteście przede mną, kiedy kończy się trzecie okrążenie, jesteście zwycięzcami. W przeciwnym wypadku...
– Rozumiemy - wypalił Frisk. – Imperialni... Uwielbiają słuchać, jak sami mówią.
– Zaczynamy więc zsynchronizowane odliczanie. Życzę szczęścia, „mistrzu”.
Keo zatwierdziłu odliczanie. – Niepotrzebne mi szczęście.
Liczby zmniejszały się miarowo. Dwa... jeden...
Keo już otwierału przepustnicę, kiedy licznik zszedł do zera. A-wing wystrzelił w przód, przedzierając zimną ciszę, i wleciał koszącym ruchem do kanionu. Szkliste, pionowe skały były przetykane lodowymi mostami. Keo skierowału swój myśliwiec o włos nad mostem, zanurkowału w ciasną lukę, a potem popędziłu wąskim przejściem, nabierając prędkości. Choć A-wing był bardzo szybki, spiczasty cień TIE Interceptora dotrzymywał mu kroku. Y-wing Friska pozostał daleko w tyle.
Na przyrządach zamigotało ostrzeżenie przed kolizją, przypominając Keo, że stawka jest tu większa niż tylko duma wyścigowca. Astromech...
Kawałki lodu odbiły się od pokrywy kabiny A-winga – jedna z formacji lodowych się rozpadała. Keo przeleciału gładko między większymi fragmentami, kiedy odłamki runęły w kanion. Kilka sekund później ogień zielonego turbolasera rozbił lód na pył. Z błyszczącej mgły wynurzył się TIE Interceptor Relkina.
– Hej! – Głos Friska przebił się przez koncentrację Keo.
– Po prostu czyszczę drogę – odpowiedział Relkin.
Keo znów spojrzału na instrumenty. Blisko.
Przeleciału przez zakręt i jenu oczom ukazał się fantastyczny widok. Ściany kanionu były pokryte czystym lodem; jak zamarznięte wodospady. Keo wleciału A-wingiem pomiędzy nie, ze wszystkimi zmysłami wyostrzonymi.
Wskaźniki zaczęły pikać uporczywie. Tam – mgnienie czerwieni i bieli, prawie zgubione za największym lodospadem.
Keo przyspieszyłu i ustawiłu A-winga w pionowej pozycji, pokazując jego brzuch, ale zasłaniając astromecha przed Relkinem. Pasy bezpieczeństwa wpiły się wu mocno w ramiona, kiedy prowadziłu myśliwiec za lodospadem z marginesem ledwie na kilka cali, i...
Keo usłyszału metaliczny dźwięk ześlizgiwania, ale to wszystko. Jenu wskaźniki migały na czerwono: odczyt negatywny.
– Masz to? – Frisk szeptał gorączkowo na kanale prywatnym.
– Hak nie mógł się połączyć. – Keo przyspieszyłu spod lodospadu. Relkin wysuwał się na prowadzenie. – Kadłub za bardzo się oblodził!
Keo prześliznęłu się po bokach kanionu, wyprzedzając Relkina o włos i kończąc pierwsze okrążenie.
Relkin zaklął. – Jedno zrobione. W następnym będziesz mi jeść z wydechu!
I to jest dobry pomysł...
Keo sprowadziłu A-winga w tył, statek za statkiem, i wymierzając dokładnie odległość, podprowadziłu myśliwiec w zasięg podmuchu silnika TIE Interceptora.
Zmiana gęstości powietrzna zatrzęsła kokpitem. Zawyły sygnały ostrzegawcze. Ale Keo spojrzału w górę i patrzyłu na kropelki wody i drobiny stopionego lodu odlatujące w tył z pokrywy kabiny.
#
W swoim kokpicie Relkin poczuł drobną zmianę swojego profilu lotu. To ten mirialański najemnik robił coś z aerodynamiką jego Interceptora. To dobry trick.
Uśmiechnął się.
#
Keo spoglądał ciągle w górę. – No dalej...
Lód odpadał w kawałkach, ale nie dość szybko – księżyc był po prostu zbyt zimny. Z zaciśniętymi zębami, Keo utrzymywału stabilny kurs w podmuchu TIE Interceptora, kiedy oba myśliwce ukończyły drugie okrążenie. Relkin zachichotał.
Ostatnie okrążenie.
Dwa myśliwce przecięły kanion i skierowały się w stronę lodospadów. Kiedy się zbliżali, odpadły wreszcie ostatnie resztki lodu. Keo przygotowału się do odłączenia – dokładnie wtedy, kiedy rakieta wystrzeliła z TIE Interceptora i wybuchła w powietrzu.
Fala uderzeniowa spiralnym ruchem odrzuciła A-winga Keo. Potrzebny był cały jenu talent, żeby poderwać statek na sekundy przed uderzeniem w ścianę kanionu. – Rakieta wstrząsowa!
– Po prostu strząsam jakiś złom ze swojego ogona – powiedział Relkin.
Szczeliny rozprzestrzeniły się po lodospadach, absorbując falę uderzeniową. Jeden z nich zaczął rozpadł się na odłamki nad torem lotu myśliwców.
Odruchy Keo przejęły kontrolę. Wcisnął silniki dopalaczy i wyskoczył wprost w stronę astromecha. Lodospad zapadał się przed nimi; zostało tylko kilka sekund, zanim spadnie w otchłań i zabierze dane wywiadowcze ze sobą.
Keo zamknęłu oczy.
Brzdęk!
A-wing zadrżał, kiedy coś chwyciło kadłub i zablokowało w miejscu. Keo otworzyłu oczy, czując zmianę punktu równowagi A-winga. – Mam to--
Ogromny odłamek lodu uderzył w sterburtę A-winga i posłał myśliwiec korkociągiem w głąb kanionu.
#
Relkin spojrzał na swoje sensory i zachichotał. Jego rywal został pokonany.
I – och, był jeszcze ten głupi Y-wing przed nim, ciągle próbujący skończyć chociaż jedno okrążenie.
– Zdublowałem cię – zaśmiał się, kiedy Interceptor z łatwością go dogonił. – Czego się spodziewałeś, przylatując na wyścig tą bezużyteczną barką?
– Chyba masz rację — powiedział Trandoshanin. – Y-wing to żaden śmigacz...
Brzęk – i wyrzutnie Y-winga wypuściły kilkanaście srebrzystych zbiorników z kluzonem w zimne powietrze.
Relkin otworzył szeroko usta.
Marzycielstwo i strzelanie do celu nie zastępują treningu bojowego. TIE Interceptor leciał zbyt szybko, żeby się uchylić. Jego skrzydło w pierwszy pojemnik i rozerwało go, wywołując reakcję łańcuchową. Sekundę później, potężna eksplozja w kolorze wściekłej zieleni posłała TIE Relkina w bezwładnych obrotach w otchłań.
#
Frisk wyjrzał. – Za to Y-wing świetnie sobie radzą z bombardowaniami.
– Włączył prywatny kanał. – Keo?
Szum.
– Keo, no zgłoś się! – W dole mignęło światło – nie eksplozja, ale bledsze światło silników. Z kanionu wynurzył się pokiereszowany A-wing, z trudem nabierając wysokości i sypiąc za sobą kryształki lodu. Za kabiną przyczepionego miał nowego astromecha.
– Jestem akurat tutaj. Czy Relkin...?
– Żyje, ale będzie wściekły, kiedy już się wydostanie na powierzchnię. – Frisk przełknął ślinę. – Znajdźmy bezpieczne miejsce, żeby uruchomić znowu te hipernapędy i lecieć.
Dwa myśliwce ruszyły w stronę gwiazd.
– Dobrze, że te kanistry nie były puste – i że zarządczyni doku naprawdę chciała odgryźć się Imperium.
– Tak. Ale wygrałbym ten wyścig.
– Ach, oczywiście.
– To ważne, żeby znać swoje możliwości.
– Cóż, moje obejmują aktualnie dotarcie z powrotem do Szpicy. W tej chwili siedzenie przy flocie nie wydaje mi się takie złe...
* * *
– Gdzie wy się podziewaliście? – chciał się dowiedzieć Ardo Barodai. – Zwykła misja odzyskania ładunku tyle wam zajęła?
W zimnym świetle hologramu z pokoju odpraw Temperance, umazani olejem silnikowym i z czerwono-białym astromechem siedzącym między nimi, Frisk i Keo spojrzeli na siebie. – Sprawy się... pokomplikowały – zaczęłu Keo.
Ardo skrzyżował ramiona. – Cóż, nie było żadnego poruszenia w Imperialnym Wywiadzie. Imperialna Logistyka natomiast buzuje jak gniazdo Killików. Uśmiech pojawił się w kąciku jego rozległych ust. "Z jakiegoś powodu konfiskują teraz wszystkie pojemniki z kluzonem na Triadzie Navlaas...?"
Frisk wzruszył ramionami. – Pewnie zajmują się inwentaryzacją.
Ardo obdarzył oboje długim, badawczym spojrzeniem, a potem skinął głową. – Dobra. Spisaliście się świetnie. Dostajecie po trzy dni przepustki.
– Tak! – Keo szturchnęłu Friska w ramię. – Chodź. Wiszisz mi drinka.
– Co? Po tym, jak cię uratowałem, musimy być kwita.
– Nic z tego. Ale to ładny zrzut ładunku.
– Hehe. Tego nie ma w procedurach Nowej Republiki.
Keo zaśmiału się. – Jeszcze nie.
Ardo ich wypuścił, a następnie przykucnął przed astromechem i usunął złotą kartę z danymi. Poklepał droida, włożył kartę do holostołu, a potem stanął prosto, kiedy pojawiła się mapa galaktyczna. Punkty zaczęły pojawiać się w kluczowych miejscach – każdy z nich pokazywał symbol Niszczyciela Gwiezdnego.
Ardo sam sobie przytaknął. – Cóż. Wygląda na to, że projekt Starhawk może ruszać.
KONIEC