Główna O grze Cechy rozgrywki Tryby gry Javelin klasy „Łowca” Javelin klasy „Kolos” Javelin klasy „Śmigacz” Javelin klasy „Sztorm” Strefa dla nowych graczy FAQ dla początkujących PODPOWIEDZI I WSKAZÓWKI CONVICTION ZESTAW DLA FANÓW Transmisje Tapety Pakiet społecznościowy Zrzuty ekranu Ścieżka dźwiękowa Filmy Najnowsze wiadomości Aktualizacje gier Aktualizacje świata O grze Cechy rozgrywki Tryby gry Javelin klasy „Łowca” Javelin klasy „Kolos” Javelin klasy „Śmigacz” Javelin klasy „Sztorm” Strefa dla nowych graczy FAQ dla początkujących PODPOWIEDZI I WSKAZÓWKI CONVICTION ZESTAW DLA FANÓW Transmisje Tapety Pakiet społecznościowy Zrzuty ekranu Ścieżka dźwiękowa Filmy Najnowsze wiadomości Aktualizacje gier Aktualizacje świata EA App dla systemu Windows Xbox One PlayStation®4

Wewnętrzny płomień – Opowieść na święto czaszek

Karin Weekes (tłum. Artur Cnotalski)

Poprzednie opowiadanie Następna opowieść

Maska od javelina upadła na ziemię i pękła równo na pół.

     – Cholera! – wymamrotała Zoe, łapiąc się za łokieć, którym strąciła maskę z zagraconego kuchennego stołu. Zbierając kawałki spojrzała na zegar. Nie miała wiele czasu, by się tym zająć, niedługo powinna być w Kuźni.

     – Mamo, co to za słownictwo? – zapytało jej oczko w głowie. – Jeśli mi nie wolno tak mówić w szkole, to tobie w domu też nie.

     – Do cholery z takimi zasadami w moim własnym domu, to zresztą praktycznie nie przekleństwo – odparła Zoe z westchnieniem, rzucając fragmenty maski na równie zaśmiecony blat. – Dlaczego ja to robię, skoro to ty chcesz nową maskę Kolosa?

     – Bo jesteś mechaniczką javelinów – odpowiedział Anden z pewnością siebie, na jaką stać wyłącznie dwunastolatka.

     – Sklejanie ze sobą losowych elementów jest trudniejsze, niż robienie prawdziwej maski! – Zoe przeciągnęła się, ocierając kłykciami o ścianę niewielkiej kuchni. Jej nozdrza wypełnił zapach tostów z serem, które jedli na obiad, i farb plakatowych. – Dlaczego nie możesz znowu założyć swojej niebieskiej maski Łowcy? Tak dobrze nam przecież wyszła!

     – Bo to maska dla małego dziecka. Prawdziwe przekoksy latają Kolosami.

     – Wszyscy moi freelancerzy są przekoksami. A przy okazji, jeżeli mówimy „przekoks”, to możemy też mówić „cholera”. Podaj mi klej, proszę.

     Anden wywrócił oczami, przeciskając się przez kuchnię, by postawić na stole słoik z klejem.

     – Kiedy ja zostanę freelancerem, będę latać Kolosem.

     Zoe powstrzymała się przed głośnym westchnieniem, gdy Anden przywołał swoje wieloletnie marzenie. Znowu... Gdyby tylko widział, w jakim stanie były javeliny, które naprawiała: porozrywane i przypalone przez ludzi i inne stworzenia, które codziennie atakowały freelancerów. Być może to ostudziłoby jego zapał.

     – Przytrzymaj to, proszę, żebym mogła to przykleić… o, tak.

     – A skoro mówimy o javelinach… – Ton Andena sugerował, że Zoe nie spodoba się to, co syn chciał jej powiedzieć. – Pomyślałem sobie, że może mógłbym pójść w tym roku na ognisko za bramami razem z tobą…

      Zoe uniosła brwi. – Tak sobie pomyślałeś? Bo ja myślałam sobie, że chcesz wziąć udział w konkursie masek przy ognisku dla rodzin.

     Anden potrząsnął głową, a jego rudo-brązowe włosy, odcieniem przypominające włosy Zoe, opadły mu oczy. –Ognisko dla rodzin jest malutkie. I jest dla małych dzieci…

     – I jest bezpieczne – dodała Zoe.

     – Tak, ponieważ jest w samym środku Fortu – prychnął Anden. – Prawdziwe Święto Czaszek to jedyny dzień w roku, gdy możemy wyjść za mury z freelancerami.

     – Którzy muszą zdwoić wysiłki, by nie dopuścić do nas skorpionów – odparowała Zoe. – Ludzie na ognisku przy bramie muszą potrafić o siebie zadbać.

     – Ja potrafię! – zapewnił Anden. – Mamo, znasz tam wszystkich freelancerów. To świetny moment, byś przedstawiła mnie jednemu z nich, znalazła mi odpowiedniego mentora.

     Zoe zatrzasnęła wieko słoika z klejem trochę mocniej, niż zamierzała. – Jeżeli potrzebujesz mojej pomocy, by zrobić hełm do kostiumu, nie jesteś gotowy, by choćby zbliżyć się do prawdziwego javelina.

     Drobna klatka piersiowa Andena nadęła się, gdy wziął głęboki wdech. – A jak mam się zbliżyć do prawdziwego javelina, jeśli nigdy nie zacznę szkolenia?

     – To koniec tej rozmowy – Zoe kipiała ze złości. Przesunęła hełm w stronę Andena i wstała. – Jeśli jesteś dostatecznie dorosły, by iść na ognisko przy bramie, możesz pomalować tę cholerną maskę dziś po południu, podczas gdy ja będę w Kuźni i…

     – Ale mamo, dziś jest święto! Czemu musisz pracować?

     – Bo Szczęściarz Jak miał kolejne bliskie spotkanie z ursyksem, a jego Łowca potrzebuje szybkich napraw przed wieczornym patrolem przy ognisku.

     Oczy skryte pod nierówną grzywką Andena roziskrzyły się nadzieją. – Chwila, powiedziałaś, że jeśli jestem dostatecznie dorosły… czy to znaczy, że zabierzesz mnie na ognisko przy bramie?

     – Jeżeli skończysz swoją maskę i przyjdziesz do mnie na czas. Zoe zebrała swoje rzeczy z zawalonej gratami półki i uśmiechnęła się mimowolnie, kiedy Anden krzyknął radośnie i wykonał triumfalny gest. Otworzyła torbę, by wybrać z niej fragmenty jej własnej, wciąż niekompletnej maski Śmigacza. „Oto jeden z uroków rodzicielstwa” – pomyślała, wykładając zawartość torby na półkę. Przynajmniej maska Andena będzie dobrze wyglądała. O ile naprawdę ją dokończy.

     – Mamo, gdzie jest pomarańczowa farba?

     – Na trzeciej półce, obok pudełka z turkusową, którą kupiliśmy dla mnie – odpowiedziała Zoe, zarzucając torbę na ramię.

– Zejdzie mi kilka godzin, więc spotkajmy się przy bramie, dobrze? Wiesz, jak tam dotrzeć?

     – Tak – odpowiedział Anden, skupiony na przeglądaniu pudełka z farbami.

     Zoe zatrzymała się przy drzwiach. – Pamiętaj, proszę, że musisz być na czas. Wyprowadzanie ludzi na zewnątrz to skomplikowana sprawa, nawet jeśli wychodzą tylko na drugą stronę bramy. Gwardziści i freelancerzy muszą wiedzieć, jak dużo osób się zebrało, by mieć wszystkich na oku.

     – Jasne. – Anden wystawił lekko język, poświęcając dużo uwagi nakładaniu farby na maskę.

     – W takim razie widzimy się na miejscu. Kocham cię, młody.

     – Ja ciebie też… – Anden nie obejrzał się nawet na wychodzącą Zoe.


Gdy Zoe przeciskała się przez zmierzające ku bramie tłumy, słońce już zachodziło za murami fortu Tarsis. Uszkodzenia javelina Jaka były znacznie poważniejsze, niż freelancer sugerował, przez co Zoe się spóźniła… i to po tym, cholera jasna, jak naciskała na Andena, by był na czas. Taka właśnie z niej była matka.

     Postanowiła skrócić sobie drogę, skręcając w wąską alejkę, gdzie ominęła parę w… to chyba miały być maski wilkorów? Anden zrobił lepszego wilkora w wieku sześciu lat. „To było dawno temu” – pomyślała, wzdychając.

     Powinna była uprzeć się i zaciągnąć go na ognisko dla rodzin, opóźnić tę wyprawę o kolejny rok, ale pytanie o mentora wytrąciło ją z równowagi. Co za pewność siebie! Być może niektórzy z freelancerów mogliby podzielić się z chłopakiem historiami z pola bitwy, by sprowadzić go na ziemię. Byle tylko nie Jak, bo większość opowieści jego i Rythe sprawiała, że niebezpieczne przygody sprawiały wrażenie świetnej zabawy.

     Zoe skręciła po raz ostatni i zobaczyła wreszcie główną bramę. Płomienie pochodni tańczyły w zapadającym mroku, rzucając cienie na solidne mury broniące Fortu Tarsis. Od gryzącego dymu oczy zaszły jej łzami, gdy przeszukiwała wzrokiem tłum. Po Andenie nie było ani śladu. Czy znowu stracił poczucie czasu, czy może coś się stało?

     – Pozdrowienia! – zakrzyknął jeden z Gwardzistów. – Zebraliśmy się tu tej nocy, by przekroczyć mury i rozpalić ogniska, które przegonią ciemność i przerażą naszych wrogów. Cieszmy się przetrwaniem kolejnego roku!

     Świętujący ruszyli w kierunku bramy, nie mogąc się doczekać emocji związanych z opuszczeniem murów, które na co dzień utrzymywały wszelkie niebezpieczeństwa z dala od nich. Zoe wyciągnęła szyję, licząc, że w tłumie pełnym pomarańczowych strojów dostrzeże pomarańczową farbę pokrywającą jej Kolosa.

     – Mamo!  

     Zmartwienie ustąpiło miejsca frustracji, gdy zobaczyła chudziutkie ramię i całkiem nieźle wykonany hełm Kolosa.

     – Tu jesteś! Pamiętasz, jak obiecałeś, że będziesz na czas?

     – Pamiętam, ale…

     – Nic się nie stało – westchnęła, czując się trochę hipokrytką. – Brama jest już otwarta, musimy więc iść. Zdejmij maskę, póki nie wyjdziemy na zewnątrz. W tym tłumie i tak ledwo cokolwiek widać.

     Anden chwycił mocniej torbę i hełm, żeby go nie zgubić. Przekroczyli bramę. Gdy tłum zaczął się rozpraszać, a chłopak uświadomił sobie, że są na zewnątrz, jego brązowe oczy rozbłysnęły ekscytacją, zachwytem i lekkim przerażeniem.

     Ludzie rozstąpili się na boki, przepuszczając dwójkę Gwardzistów zmierzającą w kierunku wielkiego stosu drewna, który miał lada moment zamienić się w największe ognisko Fortu. Niosąca pochodnie para zakrzyknęła „Pozdrowienia!”.

     – Oby ich kości były obrane do czysta! – ryknął w odpowiedzi tłum.

     Zoe nie była na zewnątrz od przyjścia Andena na świat. Podczas gdy wszyscy skupiali się na Gwardzistach, ona przeczesywała wzrokiem ciemności w poszukiwaniu zagrożeń.

     – Teraz będzie najlepsze – szepnęła Zoe, odwracając się do syna. – Pomimo kłopotów z przyjściem tutaj cieszę się, że możesz to oglądać.

     – Ja też mamo! Hurra! – Anden dołączył do wiwatów tłumu, gdy Gwardziści opuścili swoje pochodnie i ogień strzelił wysoko ku niebu.

– Jak szybko się rozpaliło!

     – Tak, chyba użyli jakiejś rozpałki – patrzyła, jak twarz Andena lśni w płomieniach ogniska. – Fajne, co?

     – Fantastyczne! Co teraz? 

     Wtedy właśnie zespół stojący przy murze zaczął grać jakiś świąteczny utwór.

     – Teraz zaczyna się biesiadowanie.

     Zoe oprowadziła Andena wzdłuż uginających się od jedzenia stołów, do których przyciągnęły ich niesamowite zapachy. Naganiacze próbowali przyciągnąć świętujących do gier losowych, jednak matka z synem zmierzali w kierunku miejsca, gdzie wkrótce rozpocząć się miał konkurs masek. Zoe co pewien czas rzucała okiem na otaczającą ich ciemność. Gwardziści i freelancerzy zostali wysłani na patrole, jednak cholera wie, co cały ten hałas i światło mogły przyciągnąć.

     – Ja cię, spójrz na maski Kolosów tych gości! Mówiłem ci, mamo, że właśnie te są najbardziej przekoksane.

     – No, wyglądają prawie jak prawdziwe! Dzieciaki z maskami wyglądały na starsze od Andena o parę lat. Zoe obstawiała, że nie zrobiły ich w tydzień.

     – To ludzie w moich klimatach. Może powiedzą mi, jak poprawić szybkę! – Anden z entuzjazmem ruszył w kierunku grupy nastolatków, z trudem powstrzymując się przed podskakiwaniem, gdy zakładał hełm.

     „I poleciał” – pomyślała Zoe, przyglądając się grupce dzieciaków. Wydawało jej się, że wysoka, ciemnowłosa dziewczyna miała na imię Rin i była siostrzenicą kogoś z warsztatu. Kilku chłopców śmiało się głośno i przechwalało, popisując się młodzieńczą pewnością siebie.

     „W kupie raźniej. Dobrze, że potrafi nawiązać kontakt z innymi dzieciakami” – pomyślała. Stwierdziła, że napicie się czegoś powinno przegonić ponure myśli, więc ruszyła w kierunku sprzedawcy cydru. Nie zaszła zbyt daleko, nim u jej boku pojawił się Anden.

     – Szybko wróciłeś. Dostałeś jakieś cenne rady?

     – Nie, nie bardzo – odpowiedział cicho Anden. – Powiedzieli, że moja maska była fajna, jak na dzieciaka, a potem jakoś tak… przestali się do mnie odzywać.

     Coś ścisnęło Zoe za serce. – Wiesz, młody, nie ma co się za bardzo przejmować. W końcu nie są prawdziwymi mechanikami javelinów, nie?

     Anden wzruszył tylko ramionami i wbił wzrok w żwir pod nogami.

     – A co powiesz na kukurydzę w karmelu? – zagadnęła Zoe, próbując odwrócić uwagę chłopaka, który wręcz cały promieniował smutkiem.

     – Dzięki, ale nie jestem głodny.

     – A co powiesz na cydr? Jest świeżo wyciskany i gor… Nagle powietrze przeszył czyjś krzyk. Dobiegał od strony grupy, z którą przed chwilą rozmawiał Anden.

     Przerażająco blady wilkor wyskoczył z ciemności i zacisnął paszczę na ramieniu przerażonej dziewczyny.

     – On dopadł Rin! – zakrzyknął płaczliwie jeden z chłopców. Dwójka freelancerów przebiegła obok Zoe i Andena. Pierwszy z nich wypalił z pistoletu maszynowego w bok wilkora, sprawiając, że potwór puścił dziewczynę.

     Śmigacz obleciał bestię dookoła, strzelając do niego po raz kolejny, by go przegonić. Freelancerka w Łowcy wyciągnęła specjalną apteczkę dla cywilów, którą miała przyczepioną do pasa, i ruszyła w kierunku dziewczyny. Ofiara napaści krwawiła obficie, była jednak zbyt przerażona, by się ruszyć.

     Śmigacz unosił się tuż nad obalonym potworem. Gdy jego pilot obejrzał się na ranną, wilkor rzucił się naprzód i chwycił go za nogę.

     Pilotka Łowcy zerwała się na nogi i płynnym ruchem wyciągnęła karabin. Kilka starannie wymierzonych strzałów przeszyło łeb potwora, który po chwili opadł bezwładnie. Zoe rozluźniła uścisk, w który złapała Andena.

     Kolejna dwójka freelancerów ruszyła, by pomóc swoim towarzyszom, a Zoe zauważyła, że Anden ma twarz bladą jak prześcieradło. Przytuliła go mocno.

     – Mamo, czy wszystko będzie z nimi w porządku? – wymamrotał jej w ramię Anden.

     – Mam taką nadzieję. Freelancerzy zareagowali bardzo szybko, a teraz mają wsparcie.

     – A co z tym Śmigaczem? Javeliny powinny ich chronić, ale… tam było dużo krwi.

     – Stawiam, że jego javelin trafi na mój warsztat jutro z samego rana. A jeśli chodzi o samego freelancera… cóż, Jameson jest całkiem twardy, ale byłoby dużo gorzej, gdyby Richards nie miała tak dobrego cela.

     Zoe dotknęła brody syna. Chłopak spojrzał jej w oczy. – Na tym polega ich praca. Ten wilkor, przelewanie krwi. Wszystko. Ten javelin nie będzie prawdopodobnie najbardziej pokiereszowanym w moim warsztacie.

     Anden przełknął ślinę.

     – Martwię się o tych ludzi każdego dnia. Myśl, że mógłbyś być wśród nich… – Zoe mocno przytuliła syna. – Matce nie jest łatwo się z tym pogodzić.

     Anden przytulił ją równie mocno, a potem obrócił się tak, by razem patrzyli na ognisko.

     – Chyba teraz lepiej to rozumiem, mamo. – Anden wbił wzrok w płomienie. – Czy wszystkie wilkory są tak duże?

     – Słyszałam o większych, ale lepiej, żeby opowiedzieli ci o tym freelancerzy.

     Usłyszeli chrzęst żwiru i obrócili się, by zobaczyć zbliżającego się do nich Łowcę. Na jego pancerzu było widać kilka jasnych, błyszczących punktów, jak po naprawach.

     – Tak myślałem, że to ty, Zoe. Wszystko u was w porządku? – zapytał.

     – Tak, Jak. Dzięki, że zapytałeś. Jak tam noga Jamesona?

     – To trochę więcej, niż zadrapanie, ale bywało już gorzej. Pamiętam, jak kiedyś… – Rzucił okiem w kierunku bladego Andena i urwał w połowie zdania. – Chwila, czy ten młody człowiek to twój Anden? Nie jest już taki malutki, jakim go pamiętam – rzucił z uśmiechem.

     – Tak, proszę pana, nazywam się Anden. A pan to Szczęściarz Jak, prawda? – Anden uśmiechnął się niepewnie. – Mama mi o panu opowiadała.

     – Mam nadzieję, że same dobre rzeczy, bo jestem jej ulubionym freelancerem. – Jak mrugnął do Andena, a potem spojrzał na maskę Kolosa, którą chłopak wciąż mocno ściskał. – To naprawdę solidnie wyglądający hełm.

     Anden spojrzał na swoje ręce, jakby zapomniał, co trzyma. – A, dziękuję. Mama bardzo mi przy nim pomogła. – Chłopak spojrzał w górę na ranną dziewczynę, którą właśnie przenoszono na noszach obok nich.

     – Ale Anden dokończył maskę samodzielnie, gdy byłam dziś w warsztacie – dodała Zoe z uśmiechem. – Chciał wyglądać porządnie na swoim pierwszym ognisku na zewnątrz.

     – No, to z pewnością zapadnie ci w pamięć – powiedział z przekąsem Jak. – Dobrze, że zrobiłeś Kolosa, przyda nam się wsparcie.

     – Jeszcze chyba nie mogę pomóc – odpowiedział Anden, po czym spojrzał na Zoe i oboje uśmiechnęli się smutno.

     – Cóż, pamiętaj, że gdy będziesz gotowy, będziesz w dobrych rękach. – Szczęściarz Jak położył przyjacielsko rękę na ramieniu Andena. – Nikt się tak nie zna na javelinach, jak twoja mama. Dzięki za tę naprawę na szybko, Zoe.

     – Dla mojego ulubionego freelancera, zawsze.

     Jak się uśmiechnął. – Muszę wracać do roboty. – Zauważył ponurą minę Andena i dodał: – To napędziło ludziom niezłego stracha, ale pamiętaj, młody człowieku, po co tu jesteśmy. Oni wciąż żyją i my wciąż żyjemy. Za każdym razem, gdy przetrwamy walkę, stajemy się silniejsi.

     Anden milczał przez chwilę, a potem pokiwał energicznie głową.

     – Bardzo dobrze! – Jak skinął mu w odpowiedzi. – Odwagi i pozdrowienia!

     Anden z powagą obserwował Jaka, który wrócił do patrolowania, a Zoe miała nadzieję, że w nie było po niej za dobrze widać, jak bardzo się martwi.      – Gotowy wracać do domu, skarbie?

     Anden odwrócił się i przez chwilę patrzył jej w oczy.

     – Chyba jeszcze nie. – Uniósł brodę, pokazując odwagę, która przegoniła obawy Zoe i zastąpiła je dumą. – Mówiłaś, że ten cydr jest świeży?

     – Dziś dają najlepszy, jaki dostaniesz przez cały rok – odpowiedziała ciepło. – To co, idziemy?

     – Chwila! Prawie zapomniałem! – Anden zaczął otwierać swój plecak, a potem zamarł. – Nie wiem, może to głupie, ale… dlatego się spóźniłem.

     – Nic się nie martw… – Zoe wlepiła spojrzenie w trzymaną przez Andena maskę. Jej turkusowa powierzchnia połyskiwała w świetle ogniska.

– Ojej, ten kolor jest piękny! Czekaj, czy to…

      – Tak, to moja stara maska Łowcy. Zrobiło mi się przykro, że ty nie miałaś maski na ognisko, bo zajmowałaś się moją. Widziałem, jaką farbę kupiłaś dla siebie i pomyślałem… cóż. Przepraszam, że nie zrobiłem nowej.

     Oczy Zoe zaszły łzami. – Anden, jest piękna. Bardzo ci dziękuję.

     Anden uśmiechnął się szeroko. – Nie ma problemu, mamo.

     Zoe szybko otarła oczy i założyła maskę. – Chyba musimy kupić jeszcze karmelizowaną kukurydzę do tego cydru, żeby pochwalić się tymi pięknymi maskami w dwóch kolejkach.

     – Dobry plan. – Odpowiedział Anden, zakładając hełm. Chwycił ją pod rękę i ruszyli przed siebie, a ich maski połyskiwały w świetle ognisk.


Szczególne podziękowania dla Brianne Battye, Ryana Cormiera, Mary Kirby, Cathleen Rootsaert, Jaya Watamaniuka, Patricka Weekesa i moich dzieciaków. Kocham Was!


Powiązane wiadomości

Świętuj rocznicę Anthem razem z nami

Anthem
2020-02-25
Dowiedz się, jak odebrać prezent z okazji pierwszej rocznicy gry Anthem.

Informacje o aktualizacji gry Anthem 1.7.0

Anthem
2020-02-25
Możliwe, że gra Anthem właśnie pobrała aktualizację 1.7.0. Poniżej znajdziesz listę poprawek zawartych w tej łatce.

Informacje o aktualizacji gry Anthem 1.6.2

Anthem
2020-01-22
Możliwe, że gra Anthem właśnie pobrała aktualizację 1.6.2. Poniżej znajdziesz listę poprawek zawartych w tej łatce.